sobota, 14 września 2013

Piszcie na miedzy.wiezowcami@gmail.com albo zostawiajcie adresy w komentarzach, będę rozsyłać zaproszenia do nowego bloga.

Manga&Anime Tag / Kawa?

Zostałam nominowana przez Carrie. Dziękuję!

O tagu:
Tag ten powstał, by łączyć fanów m&a piszących blogi. Należy odpowiedzieć na dziesięć zawartych w nim pytań, następnie nominować siedem osób i poinformować je o nominacji. 



1. Obrazy ruchome i nieruchome.
Wolisz czytać mangi czy oglądać anime?
Uwielbiam i to, i to. Obie te rzeczy mają swój własny urok. Jestem jednak bardziej przychylna mangom, gdyż nie chce mi się czekać, aż pojawi się anime i denerwują mnie fillery.

2. Pierwsze pokemony za płoty.
Jaka była Twoja pierwsza i obejrzana w całości seria?
Zaczynałam od Czarodziejki z Księżyca, ale oczywiście zupełnie nieświadoma, że istnieje coś takiego jak anime. Potem był Naruto i Bleach, które pokazała mi koleżanka w gimnazjum, jednak tego nigdy nie obejrzałam do końca, gdyż jak wiadomo, serie te końca nie mają... Więc pierwsze było chyba Elfen Lied.

3. Życie mierzone w odcinkach i rozdziałach.
Ile mniej więcej obejrzałeś/łaś anime i przeczytałeś/łaś mang?
Nie umiem tego policzyć. Według MAL-a obejrzałam pięćdziesiąt dziewięć serii anime plus jakieś dwadzieścia oglądam lub mam w planie zobaczyć i przeczytałam w całości czterdzieści jeden mang, a dwadzieścia czytam. Warto jednak dodać, że konto mam dopiero niecałe dwa lata, więc nie są w nim ujęte wszystkie tytuły.

4. Twarz z plakatów.
Jaka jest Twoja ulubiona postać?
Portgas D. Ace (One Piece), Shin (Nana), Ulquiorra (Bleach), Shizuo (Durarara!!), Kuroko (Kuroko no Basuke), Lavi (D.Gray-man), Gaara (Naruto)... Mogłabym tak długo.

5. Festiwal otwierających się w kieszeni czerwonych scyzoryków.
Której postaci najbardziej nienawidzisz?
Tydzień temu odpowiedź na to pytanie brzmiałaby Vincent Law (Ergo Proxy), jednak im więcej odcinków obejrzałam, tym bardziej go lubiłam. 
Z całego serca nienawidzę Czarnobrodego z OP, który choć rzadko się pojawia, zrobił coś, czego nigdy mu nie wybaczę. Nie powiem jednak, co to takiego, bo byłby to okrutny spoiler.

6. Przez uszy do serca.
Masz swojego ulubionego seiyu?
Takahiro Sakurai? To jedyny, którego kojarzę z nazwiska, a pojawia się wszędzie, od Pokemonów przez Bleacha i Meine Liebe aż do Zmierzchu... A mówiąc poważnie, nie zwracam uwagi na to, kto podkłada głos pod postacie.

7. Historia najnowsza.
Jaką serię ostatnio obejrzałeś/łaś?
Ergo Proxy. Jedno z najlepszych anime, z jakimi spotkałam się do tej pory. Polecam.

8. Chluba fana.
Zbierasz mangi, magazyny lub gadżety związane z m&a?
Zbieram mangi, choć nie mam ich zbyt wiele w swojej kolekcji. Oprócz tego od czasu do czasu kupuję gadżety, które kojarzą mi się z M&A oraz Japonią, na przykład kubek z japońskim symbolem miłości albo kolczyki z motywem kwiatu wiśni.

9. Manga w czerwieni i bieli.
Jakie jest Twoje ulubione polskie wydawnictwo zajmujące się wydawaniem mang?
Lubię Hanami, bo ich wydania prezentują się naprawdę pięknie. Poza tym, interesują mnie raczej tytuły niż wydawnictwa.

10. Oczy szeroko otwarte.
Co myślisz o fandomie?
Większość osób, które znam, i które interesują się M&A jest w porządku. Nie lubię jedynie skrajności - czyli zbytniego fanatyzmu, a także absolutnej krytyki.

A od siebie dodałabym jeszcze jedno pytanie: Ulubiony opening / ending / piosenka z anime.
Ergo Proxy: Kiri
Durarara!!: Uragiri No Yuuyake
Elfen Lied: Lilium

Wisisz mi kawę, pamiętaj.
No wiesz, ty masz mój numer, ja mam twój numer, ja się odezwę, ty się odezwiesz i może coś z tej kawy będzie...

Czyli w wolnym tłumaczeniu:
Obiecałeś mi kawę i nie dotrzymałeś słowa. Nie myśl, że zapomniałam.
Wiem, wiem, ale nie łudź się, że coś z tego będzie.

Na takie dni najlepsze są czekolada i gorąca herbata. Albo duża czekolada i żurawinowo-grejpfrutowy drink.

niedziela, 8 września 2013

Dzień 8: Zdjęcie z przyjaciółmi / Nothing to do here

Przed chwilą wrzuciłam tutaj naprawdę długi post, który powstał bardziej dla mnie niż dla was i nie zamierzam was nim torturować, chyba że naprawdę chcecie: klik. W skrócie chodzi w nim o to, że pożegnania nie są fajne, ale gorsze od nich są odejście bez słowa i niedotrzymanie obietnicy. Że Pięknego już nie ma, a moją pierwszą reakcją na to było nothing to do here. Szkoda, że i tak nie spotkamy się więcej, i że nie zdążyłam go zapytać: Kim naprawdę jesteś? 

Tymczasem powrót do 30 day challenge. Chwilowo pominęłam dzień siódmy, gdyż póki co mam w domu remont i w mojej torbie znajduje się teraz jeszcze bardziej wszystko niż zwykle, ale obiecuję, że jak tylko ten bałagan się skończy, nadrobię to. Przed wami za to zdjęcie z przyjaciółmi:

Molo Gdynia Orłowo, wrzesień 2012, urodziny Agi
Oczywiście nie znalazłam zdjęcia, na którym są wszyscy, którzy być powinni, ale to chyba jest najbliższe prawdy. I cudownie nic na nim nie widać!

Tymczasem skończyłam ostatni tom Pana Lodowego Ogrodu i zupełnie nie wiem, co ze sobą zrobić...

Nothing to do here

Nie da się ukryć, ze w zeszłym tygodniu byłam w naprawdę doskonałym nastroju. Po prostu nie mogłam czuć się inaczej, widząc Pięknego tak tryskającego humorem. 'Jestem młody, dlaczego mam być poważny?' pytał, kiedy jak dziecko po moim odwróceniu się zabrał mi i schował kawałek sznurka, oczywiście udając, ze o niczym nie wie. Nie przeszkadzało mi nawet, ze oberwałam długopisem w głowę, w końcu pan J. 'przeszkodził nam w romansie', jak za starych, pięknych czasów. To były głupie słowa, z których ucieszyłam się jak głupia.
A teraz mój przepis na udany dzień jest nie do zrealizowania. Mówiłam wam, ze w razie czego możecie podmieniać składniki, ale są też takie, bez których nawet najlepszy kucharz nie da rady. On był takim składnikiem.
Widzicie, nie jestem przesądna. Żadne czarne koty, drabiny i rozbite lustra nie są mi straszne, ale zdarzyła się rzecz, która mnie przeraziła. Upadł mi długopis. Cóż, niby żadna heca, bo to się zdarza bez przerwy, ale co za długopis upadając rozpada się na kawałeczki jakby był ze szkła? To musiał być zły omen i był.
Pożegnania nie są miłe, ale są gorsze od nich rzeczy, choćby zniknięcie bez słowa i niedotrzymanie obietnicy. Bo Piękny zniknął. Owszem, mówił, ze czeka na nową pracę, ale obiecał też, ze powie mi o niej, kiedy ją zacznie, jak nie sam, to przekaże mi przez kogoś. I wciąż wisi mi tę jedną cholerną kawę.
Może ten jego uśmiech, kiedy widziałam go po raz ostatni był uśmiechem 'cieszę się, bo już nigdy tu nie wrócę'? Może jego miłe słowa na koniec były tylko po to, żeby nie zapamiętano go aż tak źle, żeby chociaż ktoś po tym wszystkim myślał o nim dobrze? Bo tak, Emi jest chyba jedyną spośród jakichś dwudziestu (albo i więcej) osób, która będzie naprawdę za nim tęsknić, i której nie kojarzył się źle. Bo on zupełnie nic mi nie zrobił. Nic. To nic bolało mnie przez jakiś czas i trochę boli nadal, ale zdałam sobie sprawę, ze za dużo oczekiwałam. Ale dla mnie zawsze był miły, podczas gdy innym zwalał ciężkie worki na ziemię zamiast na wózek, załaził za skórę jak mógł, gdy tylko coś szło nie po jego myśli. Dla mnie zawsze był w porządku.
Był taki czas, kiedy chodziłam do pracy dla dwóch rzeczy: pana M. i pieniędzy, zresztą nawet pisałam o tym na poprzednim jeszcze blogu, głównie jednak dla pana M. Do tej pory na myśl o nim cienkie mi ślinka... W każdym razie w pewnym momencie i on zrezygnował z pracy, a ja byłam tym faktem załamana. Również chciałam dać sobie spokój, ale ciągnęłam to 'do wakacji' czy jakoś tak. I wtedy właśnie pojawił się pan K., który jednak dał mi powód, żebym została. A później patrzyłam, jak znikają po kolei ludzie, których lubiłam, aż praktycznie został tylko on. A teraz nawet jego nie ma.
Kiedy to do mnie dotarło, pomyślałam 'nothing to do here'. Mam dość patrzenia, jak osoby dla mnie ważne znikają z mojego świata. Teraz to ja powinnam stamtąd zniknąć i zniknę wraz z nowym rokiem. W końcu ile można tkwić w bagnie? Najlepiej wyjść z niego póki czas, bo potem można wsiąknąć na zawsze.
Chciałam tylko zedrzeć z niego ten mundur! I dosłownie, i w przenośni. Zobaczyć, kim jest pod spodem. Kim naprawdę jesteś? Kierownik zamieszania. Piękny. Zatruta Strzała. Jak się ubiera. Czego słucha. Co lubi. Jakie ma hobby. I tak dalej. Tak po prostu chciałam się spotkać, żeby ktoś zapamiętał mnie jaką tę pierwszą, która umówiła się z konwojentem. Bo nigdy jakoś nikt o mnie nie mówił, a o tym 'romansie' wiedzieli prawie wszyscy. Fajnie byłoby być choć przez chwilę tam gdzieś w centrum, a potem znów zniknąć z boku.
Nie umiem sobie wyobrazić, że to koniec. I tak nie spotkamy się więcej, i tak nie będziemy się więcej już znać? Gdzieś we mnie tli się jeszcze nadzieja... nie nadzieja, wiara, że nasze ścieżki losu jeszcze się skrzyżują. Że jeszcze się spotkamy, przypadkiem na siebie wpadniemy w zatłoczonym Gdańsku, nowoczesnej Gdyni, pięknym sopockim molo, w końcu Trójmiasto to jeden organizm, albo wręcz na drugim końcu świata, bo przecież świat jest mały. Zobaczysz mnie i poślesz mi jeden z tych swoich uśmiechów, od którego znów stopnieje mi serce.
Początek sierpnia przyniósł rozczarowanie, początek września też jest zły. Aż boję myśleć, co przyniesie październik, bo pokładam w nim naprawdę duże nadzieje.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Gotuj z Emi

Zdałam sobie sprawę, że jakieś trzy czwarte postów, które publikuję dotyczy moich nie-miłości i nie-związków. Postanowiłam więc, że tym razem zaprezentuję wam coś z nieco innej beczki, czyli przepis. 

Przepis na udany dzień w pracy
Czas przygotowania: 8-8,5 h 
Składniki:
1 nowy przystojny współpracownik
1 stary znajomy konwojent
1 ulubiona kierowniczka
2 długopisy
mała ilość coli
michałki 
Przygotowanie:
Zmieszaj wszystkie składniki w dowolnej kolejności, jednak nie dodawaj wszystkiego naraz. Pamiętaj też, że z tej mąki chleba nie będzie, bo żeby był chleb, muszą być i jaja

Wiem, to powyżej nie ma większego sensu, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Tęskniłam za pracą, jak już mówiłam ostatnio, a ona chyba tęskniła za mną. W każdym razie miło mi poinformować, że wszystko wróciło do normy, czyli dzień bez Pięknego jest dniem straconym. Żadnych aluzji, tak jakby nic się nie stało. W końcu oboje jesteśmy dorośli. Było ciepłe lato, choć czasem padało... Znów jest prawie mój.

A mój nie-związek chyba czas już zakończyć, bo przyszłości w nim nie widzę. Chociaż czy można zakończyć coś, co się nawet nie zaczęło? To, co nam było, co nam się zdarzyło do ułożenia w głowie mam/ To nic nie znaczyło, to nie była miłość... 

wtorek, 20 sierpnia 2013

Od zera

Dziwna jestem, cieszę się, że po dwóch tygodniach wolnego wróciłam do pracy.  Brakowało mi plotek ze świata pieniędzy i pierwsze, czego się dowiedziałam to to, że Piękny też właśnie wrócił z dwutygodniowego urlopu. Nie uszło to uwadze moich koleżanek, które oczywiście śmiały się, że to nie przypadek... 

Tymczasem prezentuję wam kilka zdjęć z wyjazdu nad jezioro na początku lipca.












Ta mucha wygląda mi na zdziwioną...






Bonus: telefon w kisielu. Bo przecież najpierw trzeba cyknąć fotkę, a dopiero później wziąć się za ratowanie.

środa, 14 sierpnia 2013

Dzień 6: Ulubione filmy

Dorian Gray


Świetna adaptacja jeszcze lepszej książki autorstwa Oskara Wilde'a. Po prostu trzeba obejrzeć i przeczytać, najlepiej w dużym odstępie czasowym, aby nie czuć się rozczarowanym ilością różnic między nimi. Niemniej, polecam gorąco.

O dziewczynie skaczącej przez czas
(Toki wo Kakeru Shoujo)
Podróże kształcą, zwłaszcza gdy są to podróże w czasie. Naprawdę piękne i wzruszające anime, którym polecam nie tylko fanom tego gatunku. Można ewentualnie ponarzekać na kreskę, ale to jedna z nielicznych wad.

Czasem słońce, czasem deszcz
(Kabhi Khushi Kabhie Gham)


Od tego filmu zaczęła się moja przygoda z Bollywood. Gdyby nie on, pewnie nie znałabym prawie całej filmografii Shahrukh Khana i nie wiedziałabym, kim jest przepiękny Shahid Kapoor.

Requiem dla snu
(Requiem for a Dream)


Zamiast tych wszystkich pogadanek o szkodliwości narkotyków, powinni puszczać to dzieciakom na lekcji. Wywarł na mnie naprawdę ogromne wrażenie.

Oszukać przeznaczenie
(Final Destination)



Cudowna seria o tym, w jakich okolicznościach moglibyśmy umierać każdego dnia. W sam raz dla osoby, której motto brzmi: Kiedyś i tak wszyscy umrzemy. Moimi faworytami są dwójka i trójka.

Autostrada
(Highway)


Czyli dwóch moich ulubieńców: Jared Leto i Jake Gyllenhaal w jednej z nielicznych amerykańskich komedii, którą da się oglądać, a nawet ogląda się całkiem przyjemnie bez zażenowania.

Szklana pułapka
(Die Hard)

Czyli Bruce Willis w akcji. Zakończenie do przewidzenia, ale ogląda się łatwo, miło i przyjemnie.

Ogłoszenia parafialne:
Możecie lajkować mojego fanpejdża na fejsbuku i/lub obserwować mojego bloga przez bloglovin. Linki na dole strony. :)

niedziela, 11 sierpnia 2013

Ludzki mózg to złożony mechanizm...


Jedną rzecz przyznać muszę: jestem już za stara na szlaban. Niestety. Wolałabym dostać taką karę niż usłyszeć Jesteście dorośli, róbcie co chcecie. To mi uświadamia, że nie jestem już małą dziewczynką, że jedna głupia rzecz może spowodować poważne konsekwencje... Ale wracając do domu rano myślałam tylko o tym, jak wściekli będą rodzice.
Jak widać udało mi się przeżyć, chociaż przerąbane będę przez jakiś czas miała.
Czuję się dziwnie, bo wydarzyły się dziwne rzeczy, o których mówić nie potrafię, więc na siłę próbować nie będę. Mój umysł po prostu buntuje się przeciwko wypowiadaniu pewnych słów.
Wciąż mam w pamięci wiele słów, i swoich, i innych. 
Mówiłam kiedyś, że określanie rzeczy odbiera im swoisty urok. Czasem jednak nawet ja chciałabym wiedzieć, na czym, do cholery, stoję. Zaczynam martwić się, że utknęłam we friendzone tak głęboko, że nic mnie stamtąd nie wyciągnie. 
Mój umysł się buntuje.
Ktoś powiedział kiedyś, że częściej żałujemy nie tego, co zrobiliśmy, ale tego, że czegoś nie zrobiliśmy. Myślę, że ta myśl powinna mieć na końcu gwiazdkę. *nie dotyczy w przypadku spożycia alkoholu.
Nigdy nie pomyślałabym, że to powiem, ale: cieszę się, że ta ostatnia butelka wódki się rozbiła.
Do tego remont w pokoju, cały dzień zrywania tapety, a na kilka następnych dni chyba będę musiała przenieść się do babci.
I lesbijskie party, na którym rozmawiałyśmy o naprawdę normalnych, jak na standardy dzisiejszej młodzieży, rzeczach. To jakby nie jest normalne. Szablon inspirowany właśnie tym spotkaniem.
Tyle chciałabym powiedzieć, ale... mózg odmawia dalszej współpracy.


czwartek, 8 sierpnia 2013

Gdyby nie było mnie tu przez dłuższy czas, to znak, że dostałam szlaban na wszystko co lubię do końca mojego niby-życia. Nie powiem przecież, że nie mogłam odebrać stu trzydziestu połączeń i miliona dwustu smsów, bo zostawiłam spodnie w innym pokoju. Można to zupełnie błędnie zinterpretować. Albo prawidłowo, i to też nie wróży nic dobrego.
Pamiętasz, wtedy zrobilibyśmy coś, czego byśmy żałowali. Brawo, geniuszu, tego na pewno żałować nie będziemy. *ironia*
W każdym razie, żeby nie było, że nie ostrzegałam. I nawet nie zostawię wam dzisiaj żadnej piosenki.

sobota, 3 sierpnia 2013

Jak nic nie powinno mnie tu być

Początek sierpnia przyniósł rozczarowanie.
Powinnam być gdzieś nad jeziorem, kąpać się, wylegiwać na trawie i pić z ludźmi, z których połowy nawet nie znam, spędzać czas, jak przystało na młodzież w czasie wakacji. 
Przesunęłam wizytę u ortodonty, wzięłam wolne w pracy i oznajmiłam prawie całemu światu, że oto wyjeżdżam z nim, a na przeszkodzie stanął mi... chory piesek.
Znacie lepszy powód odwołania wyjazdu? Serio, jeśli coś jest małe i futrzaste, to znaczy, że można mu wybaczyć wszystko? 
Było tak blisko... Cóż, czas się podołować przy smutnych piosenkach happysadu. 

Rozmowa roku na fejsie. Pisze do mnie kolega: 
-Hej.
-Hej.
-Sory, nie mogę teraz rozmawiać. Pa.

wtorek, 30 lipca 2013

Są momenty takie...

Wiecie, że można upić się muzyką? Uwielbiam to. Strachy na Lachy i happysad jednego dnia za zaledwie 15 złotych. Zbyt piękne, żeby było prawdziwe? Na pewno bardzo bolesne, ale warte tych siniaków, tłoku, potu spływającego po ciele i zdartego gardła.

Tymczasem rozmowa dwóch koleżanek tuż przed happy właśnie:
- Ciekawe, ile będę znała piosenek. Pewnie żadnej...
- Ja znam ich wszystkie piosenki na pamięć!
- A ile oni wydali płyt?
- No trzy! 
Dziękuję, nie mam więcej pytań. 

A jutro o tej porze... Będzie naprawdę ciekawie.

środa, 24 lipca 2013

Uchylone drzwi


Przynajmniej tak to powinno wyglądać w praktyce. Nie chcę się rozpisywać... Zobaczymy, co przyniesie ze sobą wyjazd na początku sierpnia.

Nie, serio, ja naprawdę wyjeżdżam. Dopiero teraz to do mnie dotarło...

sobota, 20 lipca 2013

Przypomniałam sobie, że Żółwik jakiś czas temu nominowała mnie do zabawy, która polegała na zdradzeniu siedmiu faktów o sobie. Wiem, że wszyscy mamy to za sobą, ale obiecałam, że wezmę w tym udział, więc proszę bardzo:

1. Boję się tylko trzech rzeczy: drzwi obrotowych, tirów i kleszczy. I tego, że umrę w samotności, ale to zupełnie inna kwestia.
2. Mam słabość do facetów w mundurach, wszystko jedno, czy to policja, straż miejska, straż pożarna, wojsko czy choćby konwój.
3. Marcin. To imię wywołuje u mnie dziwną nieokreśloną reakcję. Każdy chłopak o tym imieniu, którego znam, ma coś w sobie. Dlatego jeśli ktoś mi się tak przedstawia, ma u mnie jakieś plus tysiąc do zajebistości.
4. Nie ma dla mnie lata bez truskawek, a od kilku lat nie ma też dla mnie wakacji bez wyjazdu do Przewozu z przyjaciółkami.
5. Nic mi tak nie poprawia nastroju, jak nowa bielizna. Z rzeczy materialnych, oczywiście.
6. Od czasu do czasu zupełnie się wyłączam i odpuszczam wszystko. Nie odpisuję na sms-y i wiadomości na fejsbuku, dopóki nie uznam, że znów mogę wyjść do ludzi.
7. Lubię swoje stopy. Uważam, że są wyjątkowo zgrabne. ;)

czwartek, 18 lipca 2013

Alfabetycznie

Carrie nominowała mnie do zabawy, która polega na przyporządkowaniu do każdej litery alfabetu słowa z danej kategorii. Ja wybrałam piosenki: 

Autystyczny - Luxtorpeda
Jedziemy w górę mapy, morze jest na północy!

Bez ciśnień - Zipera
ta miejska choroba, za krótka doba

Cave - Muse
Come in my cave, I'll burn your heart away

Don't cry - Guns N'Roses
Don't you cry tonight
There's a heaven above you baby


 Do stu - Pablopavo
Do stu tysięcy beczek naszych łez daj mi rękę
Do stu tysięcy beczek naszych błędów podaj mi rękę


Eternia - Eldo
Wyśniłem sobie ten świat tak długo myśląc o nim
Zupełnie po nic tak dla siebie by się bronić


Full Moon (Beck)
Full moon sways
Gently in the night of one fine day


Gdzie nie ma róż - Just 5
Zabrakło róż zabrakło nas
Tam nie ma nas


Hymn 78 - happysad
Nie liczy się nic, liczą się przyspieszone tętna

I wanna know what love is - Foreigner
I wanna know what love is
I want you to show me


Jedna taka szansa na sto - Strachy na Lachy
Może lepiej będzie nas w historii tej nie szukać
Chociaż licho szepcze nam do ucha
Że to się dzieje dla nas


Katherine kiss me - Franz Ferdinand
Do you ever wonder
 How the boy feels


Łydka - happysad
Nie puszczę cię, nigdzie sama stąd nie pójdziesz

Night of the hunter - 30 Seconds To Mars
Pray to your god, open your heart
Whatever you do, don't be afraid of the dark
Cover your eyes, the devil's inside


One step closer - Linkin Park
I cannot take this anymore
I'm saying everything I've said before
All these words they make no sense


Powinnaś - Eldo
Jedno czego chcę, to powinnaś mieć świadomość
 Mieć pewność, o tym, czego potrzebujesz
 W łóżku, przy stole, w sercu i w rozumie
 W tłumie i sama, potrzebna i niechciana


Road trippin' - Red Hot Chilli Peppers
Let's go get lost, let's go get lost

Słońce - Zeus
Kiedy wątpię już w siebie i swoje sny
Jednym słowem dajesz mi morze sił


Słońce - happysad
I kiedy mówisz do mnie słońce
 traktuję to co nieco opacznie
 ty jesteś jednym, a ja drugim końcem
 daleko nam do siebie strasznie


Świat rzeczy - Lorein
Wartości świat zgubiłeś gdzieś i nie zdziw się gdy
 Ta sztuczna twarz na zawsze już będzie twoja


Time bomb - All Time Low
Pull the trigger without thinking
There's only one way down this road


Ulysses - Franz Ferdinand
Well I’m bored I’m bored
C’mon let’s get high


You're not alone - ATB
Open your mind
Surely there's time to be with me


Zabiorę cię - Indios Bravos
Zabiorę cię ze sobą jeśli chcesz
 Poczujesz, zobaczysz, jeśli tylko potrafisz
Przebudzić się


Żyję w kraju - Strachy na Lachy
Kto z tego napięcia
pierdolnie ze szczęścia?


Nie wierzę, że to wszystko zalinkowałam.

niedziela, 7 lipca 2013

Witajcie z powrotem, internety!

Siedzę i popijam sok żurawinowo-grejpfrutowy... A nie, to żurawinowa Finlandia z grejpfrutowym sokiem.


Wróciłam z wyjazdu z dala od cywilizacji, za to z moimi przyjaciółkami. Może nie był to nasz najlepszy wspólny wypad, ale cieszę się, że w ogóle doszedł do skutku. To już nasza tradycja i nie wyobrażam sobie wakacji bez niego.

Kochana Magda tak nie lubi smaku alkoholu, że woli pić shoty zamiast drinków, a potem idzie szukać świetlików. ♥

Może później wrzucę kilka zdjęć. Na razie pozdrawiam i na wszelki wypadek informuję, że dziwny nastrój z poprzedniej notki ulotnił się zupełnie. 

I’ll find a new way
I’ll find a new way, baby

EDIT:
Pytanie do ludzi z Krakowa za milion punktów i moją dozgonną wdzięczność:
Czy ktoś byłby w stanie przechować mnie + dwie osoby lub znaleźć jakiś w miarę tani nocleg na czas Coke Live? 

niedziela, 30 czerwca 2013

Dobrze wiesz i ja to wiem...


Głupota powinna być karalna. Serio. Gdyby tak było, już dawno siedziałabym w więzieniu, a nie płakałabym na progu własnego domu w środku nocy i to wcale nie dlatego (a przynajmniej nie tylko dlatego), że zapomniałam kluczy.

Chyba jestem jakąś wiedźmą. Wiedźmą-idiotką. Poprosiłam, dostałam dokładnie to, czego sobie zażyczyłam, po czym jak zwykle przestraszyłam się, podkuliłam ogon i zwiałam.

Próbuję też wmówić sobie (bardzo nieskutecznie zresztą), że wzięłam dodatkowy dzień w pracy wcale nie po to, żeby zobaczyć się z Pięknym, ale dlatego, że trochę ekstra kasy zawsze się przyda. I że nie ruszają mnie zupełnie jego nie-uśmiech na mój widok i klasyczny foch Ale ja nie mam się o co na ciebie gniewać.

Słyszeliście, że w Łodzi ktoś napadł na konwój? Beznadziejny dobór celu, Piękny tego dnia wiózł kilkanaście milinów, a broń ma tylko do ozdoby - przecież nawet nie może jej użyć. (Chociaż jak tak czasem patrzę na niego i jego kolegów, zastanawiam się, co musiała brać osoba, która dała im licencje...). Nie martwcie się więc, wasze pieniądze są pod dobrą opieką.

Nieważne, bredzę już. Dobranoc.

wtorek, 18 czerwca 2013

Voy por ti, chociaż nie mam pojęcia, co to oznacza

To już jest chyba jakieś fatum...


Ok, rozumiem, że jakieś 99% z was zupełnie nie rozumie, co mnie tak oburzyło w tym fragmencie drugiego tomu Pana Lodowego Ogrodu, ale ja wiem i wcale mi się to nie podoba.

Obiecałam sobie, że nie będę przejmować się idiotami, a w uszach wciąż dźwięczy mi to jego smutne Ty już mnie nie lubisz. (Jak on coś powie, to już powie. Pamiętacie tekst stycznia Musisz mnie zrozumieć?) Wystawił mnie, przez co czułam się żałośnie, i jeszcze ma do mnie pretensje... Jak zawsze, a ja mimo wszystko gdzieś tam w środku lubię ten jego uśmiech. 

Zgiń, przepadnij.

Bogu dzięki jest jeszcze ktoś, do kogo mogę napisać w niedzielę o dwudziestej drugiej i wyjść na spacer; kto pożyczy mi kurtkę, kiedy napomknę, że mi zimno; kto zna mnie i moje poczucie humoru i nie obrazi się, kiedy powiem coś wrednego, a chętnie odpowie tym samym; kto zawsze mnie rozśmieszy i na końcu zawsze odprowadzi mnie do domu, mimo że wcale mu nie po drodze. Dobrze go mieć, choć tak naprawdę wcale go nie mam.



czwartek, 6 czerwca 2013

Mam

Mam genialną wizję: jedna ściana pokryta tapetą z zielonymi akcentami, pozostałe pomalowane na oliwkowo. Do tego jakiś bajeczny obraz kwiatu/owada, nowy włochaty dywan, a zamiast biurka fotel. Co wy na to? 

Mam dość słów „Musimy się kiedyś spotkać”, które znaczą tak naprawdę tyle co nic, bo kiedy podajesz konkretny termin, zapada cisza. Zamierzam jednak przestać przejmować się idiotami wokół mnie i obietnicami bez pokrycia i chętnie zawarłabym świeżą niezobowiązującą znajomość.

Mam serię snów, jakiej nie miałam od dawna. Co noc śni mi się dziwniejsze rzeczy, a większość jest tak pokręcona, że nie umiałabym lub nawet nie chciałabym o nich opowiadać. Owca z wikliny na kółkach? Że jak?

Mam bilety na jutrzejszy koncert Indiosów w Sopocie, a w niedzielę występuje u mnie Lemon. Pierwszy raz odkąd pamiętam w mojej dzielnicy dzieje się coś sensownego.

Mam nastrój idź sobie, bo przecież mam żal, że nikt nie dzwoni, a jak dzwoni, to zawsze nie ta osoba, którą chciałabym właśnie usłyszeć. Czasem jednak do szczęścia wystarczy głupi długopis, a czasem czuję po prostu dziwne kłucie w środku, które nie wiem, co znaczy. Bezczynność? Wstyd? Zawiedzenie? 

czwartek, 30 maja 2013

List od wyimaginowanego przyjaciela

Uroczyście przysięgam, że kiedyś zetrę mu z całkiem ładnego ryja ten idiotyczny uśmieszek, który tak lubię, dla dobra przyszłych pokoleń, którym mógłby, nie daj Boże, przekazać materiał genetyczny, lub które mógłby uczyć. Dobrze słyszycie, Piękny jest z zawodu nauczycielem. 
Dziękuję, dobranoc.


Serio, czas z nim skończyć.

P.S. Polecam moje dziecko: KLIK. Wiem, że historia dupy nie urywa, ale bardzo motywowałoby mnie do pisania, gdyby ktoś od czasu do czasu rzucił jakiś komentarz. :)

sobota, 25 maja 2013

Paranoje we dwoje

To znaczy ja mam paranoję, a on nic o tym nie wie. Wszędzie go widzę, każdy mężczyzna na ulicy wygląda tak jak on. A kiedy naprawdę go spotykam, jestem wściekła, że mi pomachał, jak gdyby nic się nie stało. Paranoja. Paranoja przez wielkie P.

Gdybyście mnie widzieli tydzień temu... Miałam potworną fazę na gadanie, mówiłam bez przerwy przez całą drogę plażą z Orłowa do Sopotu i z powrotem. Złapała nas burza, przemokłyśmy do suchej nitki, ale było warto. Musiałam to wszystko z siebie wyrzucić.

Z wczorajszego Dżemu nic nie wyszło, zamiast tego było wino w domu. Zabrałam telefon Adze, popisałam z jej przyszłym-niedoszłym, swój dałam Schabby, żeby napisała do Bartka. Ciekawa sposób na wznowienie kontaktów po miesiącu ciszy. Pytanie, co dalej? 

środa, 15 maja 2013

Znasz mnie

Już zapomniałam jak to jest, kiedy idziesz na zajęcia z uśmiechem i nadzieją, że on gdzieś tam będzie. Kiedy łazisz jak głupia po wszystkich korytarzach tylko po to, żeby go zobaczyć. Kiedy wyglądasz na przerwie przez okno, żeby widzieć, czy znów stoi przed budynkiem i pali. Kiedy nie masz pojęcia, na którym roku (kiedyś w której klasie) jest i zastanawiasz się, czy może to już jeden z ostatnich momentów, kiedy możesz na niego popatrzeć. Kiedy przyglądasz mu się i rozmyślasz nad tym, czy ma dziewczynę, jakich ma przyjaciół, skąd jest, jakie ma plany na życie, czym się interesuje, a nawet co oznacza jego tatuaż. Kiedy wypatrujesz go w autobusie, bo wiesz przynajmniej, na którym przystanku wsiada i jakimi liniami jeździ.

Przypomniał mi o tym pewien osobnik nie do końca w moim typie. Niski. Blondyn. Kolczyk w uchu. A i tak na sam jego widok mój dzień staje się lepszy.

Mam nadzieję, że on o tym nie wie. Nie chcę wypaść na wariatkę.

Street Art Festival uważam za udany! Może line-up był kiepski, obsada słabsza niż rok temu, a pierwszy
Zeszłoroczna (fioletowa) i tegoroczna
(czerwona) bransoletka z SAF
dzień w ogóle pominęłam, bo mojej kochanej Adze nie chciało się iść, ale za to drugiego dnia bawiłam się świetnie. Momentami trochę dziwnie mi się patrzyło na gości w dresach trzymających skrzypce lub gitary czy siedzących na bębnach i miałam wrażenie, że te instrumenty trochę się tam marnują, ale nie da się zaprzeczyć, że nawet hip-hop/rap brzmi o wiele lepiej przy akompaniamencie muzyki na żywo.



Rok temu do domu odprowadzał mnie nie do końca trzeźwy i dopiero co poznany, ale za to przesympatyczny Marcin. Tym razem wypróbowałam podryw na zapalniczkę, to znaczy jakiś osobnik płci męskiej podchodzi i pyta, czy masz zapalniczkę, a jak masz, to i jakiś temat do rozmowy się znajdzie. O dziwo, zadziałało.

Plus oczywiście nasze tradycyjne udawanie pary lesbijek z Agą. Wychodzi nam to tak dobrze, że zaczynam się zastanawiać, gdzie leży granica naszego udawania...

Taki to przecudny napis znajduje się
teraz na pierwszej stronie mojego kalendarza :)

W niedzielę byłam za to na spotkaniu z Zeusem w empiku. Na jakieś dziesięć minut przed wyznaczoną godziną chodził sobie normalnie po sklepie i oglądał płyty, a ludzie w ogóle nie zwracali na niego uwagi. Czułam się trochę nie na miejscu, bo jakieś trzy czwarte publiczności stanowiły gimnazjalistki, ale generalnie było sympatycznie.

Zeus. Nie żyje. idealnie wpasował się między LemON a Zapiskami z 1001 nocy na mojej półce z płytami, a ja powoli staję się owcą łautografów (mam już dwa)!


Gdzieś uciekła mi pierwsza rocznica na blogspocie. Co ciekawe, w jednej z pierwszych notek też pisałam o SAF i o tym, że przyjaciele są trochę jak masochiści. Cóż, w ramach rekompensaty za pójście ze mną na ten festiwal, Aga chce zaciągnąć mnie na Grechutę. Czego się nie robi dla przyjaciół?

środa, 8 maja 2013

Just a mirror for the sun

Po dodaniu poprzedniego posta byłam pewna, że kolejne pojawiać się będą co chwilę, że przełamałam się i wena wróciła. Myliłam się. Na tę notkę znalazłam czas i chęci głównie dlatego, że nałożyłam krem do depilacji na nogi i muszę poczekać teraz dziesięć minut.

Tydzień temu zmarł mój dziadek. Nie będę kłamać, jeśli powiem, że wszystkich zaskoczyła jego śmierć, nawet biorąc pod uwagę fakt, że miał 87 lat. Mimo swojego wieku, mogłabym pozazdrościć mu charyzmy i woli życia. Jeszcze dwa dni wcześniej śmiałam się z koleżanką, że pochodzi on z rodziny długowiecznych i pewnie trochę jeszcze pożyje. Miał złamaną nogę, ale kazano mu już powoli próbować chodzić. Niestety, złapał zapalenie płuc, zawieźli go do szpitala, dali antybiotyk, już czuł się lepiej, a tu przed północą telefon od taty z przykrą wiadomością.

Tak jak śmierć babci w sierpniu zeszłego roku nie zrobiła na mnie najmniejszego wrażenia, tak to zdarzenie wywołało we mnie wiele emocji. Może nie był dla mnie najlepszym dziadkiem, takim jak w filmach o idealnych rodzinach, ale na pewno nie był mi obojętny. Co prawda był przygłuchy, chodził o lasce i faworyzował moje kuzynostwo, a mnie i moją siostrę zawsze odstawiał na dalszy plan, ale przynajmniej był jakiś. Z miesiąc temu, kiedy odwiedziłam go ostatni raz, leżał w łóżku, ale żartował, że nie miał kiedy iść na badanie słuchu, czy że nie zdążył wyskoczyć do bankomatu. Jak na prawie dziewięćdziesięciolatka miał naprawdę sporo planów. I proszę - nauczył mnie czegoś dopiero po swojej śmierci - a mianowicie tego, że mogą cię kochać i to jest okej, ale pozostawanie dla kogoś obojętnym jest jeszcze gorsze, niż bycie nienawidzonym.

Na pogrzebie spotkałam kochaną i mniej kochaną rodzinę, za to stypa była już całkiem tradycyjna. Trzy razy musiałam iść z kuzynem do sklepu po kolejną butelkę alkoholu, ostatecznie poszło ich chyba z pięć. Przy okazji poznałam bliżej kilka osób z rodziny i okazało się, że przecież nie są wcale tacy źli. Nawet dowiedziałam się, że mam kuzyna na PG, a drugi kuzyn bluetoothem przesłał mi Spadającą gwiazdę

Aż wreszcie wszystko wróciło do jako takiej normy. Poza tym, że ojciec jest w domu zdecydowanie zbyt często, bo nie opiekuje się dziadkiem, na podwórzu stoi dziadkowy samochód, a ja uświadomiłam sobie, że została mi tylko jedna babcia, o którą powinnam bardziej dbać. Tymczasem weekendy mam pracowite, poniedziałki przynoszą ulgę, a za pasem juwenalia.

Na koniec pytanie: Co robicie, kiedy bardzo macie ochotę kogoś zabić, ale akurat nie możecie?

wtorek, 23 kwietnia 2013

Dziewczynka z zapalniczką

Na pewno czułeś kiedyś wielki strach
Że oto mija twój najlepszy czas

A życie przez palce mi płynie w nicość

Ona krzyczała zimno mi
Na dobrych dla niej ludzi

Ktoś mnie zostawił, ktoś mnie nie chce wziąć
I tak zostanę tu ze sobą samym

I'll wrap my hands around your neck so tight with love, love

So light 'em up, up, up


Spokoju ducha życzę ci
Nie oglądam się za siebie

Lecz widać można żyć bez powietrza

Chcę ubrudzić ręce, by wybudować szczęście
Ubrudzić ręce, by wybudować szczęście


Tak się mniej więcej czuję. Kto zgadnie, co to za miks, dostanie ode mnie... dwukropek i gwiazdkę.

czwartek, 28 marca 2013

Cerowana

Zastanawialiście się kiedyś, do jakiego momentu powrócilibyście, gdybyście mieli możliwość cofnięcia się w czasie?

Niedawno obejrzałam jeden z odcinków Kości, w którym poruszony został właśnie taki wątek. Zachęciło mnie do małych rozważań.

Rozbiłam sobie ten temat na dwie kategorie. Pierwsza z nich to powrót do momentu w przeszłości w celu zmiany którejś z podjętych decyzji, druga natomiast to cofnięcie się do czegoś, co chcielibyśmy przeżyć jeszcze raz.

Moje rozmyślania nieco mnie podbudowały, bo w obu tych przypadkach wybrałabym ten sam nie tak znowu odległy moment: przełom września i października zeszłego roku. Co zrobiłabym inaczej? Nie popełniłabym jednego błędu, wtedy wszystko dałoby się jeszcze jakoś sensownie rozegrać. Patrząc z perspektywy czasu, miałam wtedy szczęście na wyciągnięcie ręki. Poznałam Bartka, poznałam Adę, gdzieś tam zaczął kręcić się Wojtek. Najpiękniejszy I Najważniejszy Konwojent W Całej Firmie nie miał jeszcze mojego numeru. Uczyłam się tego, co mi się naprawdę podobało. Szkoda, że wtedy tak o tym nie myślałam.

Może za jakiś czas natchnie mnie na podobne refleksje i znów dojdę do wniosku, że w tym i tym momencie życia mogłam mieć wszystko, czego potrzebowałam, ale zwyczajnie to przegapiłam? Mam jednak nadzieję, że pomyślę raczej: przecież to jest szczęśliwa chwila, nie chcę być nigdzie indziej.

Poruszyłam ten temat podczas spotkania z A. Zawahała się. Dotychczas wydawało mi się, że moja A. to szczęśliwa A. Tęczowa optymistka z przeogromnym talentem lingwistycznym, przed którą otwierają się teraz wspaniałe możliwości związane z jej półrocznym wyjazdem do Chorwacji, inteligentna, ze swoją zdolnością komplikowania absolutnie wszystkiego i wydawałoby się towarzyska, też nie jest do końca zadowolona ze swojego życia. Też w pewnym sensie cierpi na samotność. Jakby nie patrzeć internetowe znajomości nigdy nie zastąpią prawdziwych. Ona też dusi się z braku perspektyw po swojej slawistyce. Boi się swojego wyjazdu i bycia z dala od tego, co zna.

Kiedy tylko dowiedziałam się o tym, moje myśli skierowały się ku M. Czyżby ona też kryła swoją samotność? Nie, ona nawet jej nie kryje, często o tym mówi, ale Magda mówi tyle, że trudno usłyszeć wszystko. Prawdopodobnie zetkniecie się kiedyś z książką pod nazwą Starters Świetliste Imperium lub też zupełnie innym tytułem. Ta powieść jest jej życiem, życiem, którego nie ma, jest jej lekiem na brak znajomych i miłości, jej próbą radzenia sobie ze swoimi kompleksami. Przez chwilę i ja żyłam w tym świecie, jednak wyrwałam się z niego i teraz swoje życie przeżywam w rzeczywistości. Ona jednak wciąż tam tkwi, a jeśli wierzyć jej słowom, trafiła tam mając lat trzynaście. Jak długo jeszcze to miejsce będzie dawało jej satysfakcję? Na pewno i dla niej wyjazd A. jest ciosem, zwłaszcza że Agnieszka podjęła próbę wydostania się z tego bagna zastania, a ona nie. 

Spotykamy się, niestety coraz rzadziej, śmiejemy, bawimy i narzekamy, ale tak naprawdę nie mówimy tego, co siedzi w nas najgłębiej, co najbardziej determinuje nasze zachowania. Jak widać, nie zawsze słowa są potrzebne, żeby drugi człowiek nas zrozumiał.

Słowa popłynęły. Może trochę nieskładnie, ale prosto z serca.

poniedziałek, 18 marca 2013

Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie

Ostatnio na własnej skórze przekonałam się, że sto razy lepiej pamiętać wszystkie te głupie rzeczy, które się zrobiło, niż nie pamiętać nic. Sto razy lepiej obudzić się w czyimś łóżku wiedząc, jak się do niego trafiło, niż w swoim własnym, nie mając pojęcia, skąd się w nim wzięło. Sto razy lepiej jest znać jako-tako historię poprzedniego wieczoru, niż dowiadywać się jej z cudzych opowieści. 

Dziesięć godzin wyciętych z życiorysu, jakby nigdy ich nie było. Nigdy więcej.
Skąd zdarte kolano? Skąd obtarty kciuk? Miałam tylko pójść z siostrą i jej koleżanką na piwo. Po tym wszystkim pewnie przynajmniej przestanie narzekać, że nigdzie nie chcę z nią wyjść.
I gdzieś tam w głowie pojawiła się pierwsza myśl: On nigdy nie pozwoliłby mi doprowadzić się do takiego stanu. Albo po prostu przy nim pilnowałabym się bardziej. 

*

Wyszedł właśnie. Nie wierzy mi, w tak idiotycznej sprawie mi nie wierzy. Nie wiem, czy to kwestia Poradnika pozytywnego myślenia, ale mimo tego wszystkiego pojawiła się we mnie iskierka nadziei. 

środa, 13 marca 2013

Dzień 5: Ulubione książki

Zbrodnia i kara Fiodor Dostojewski
W krainie kota Dorota Terakowska
Rok 1984 George Orwell
Nigdziebądź Neil Gaiman
Nowa Ziemia. Świat po wybuchu Julianna Baggott
Metro 2033, Metro 2034 Dmitry Glukhovsky
Kłamstwa Locke'a Lamory, Na szkarłatnych morzach Scott Lynch
Hera, moja miłość, Lot Komety Anna Onichimowska
Dzika Mrówka, Andrzej Perepeczko
Potop Henryk Sienkiewicz
Seria Akademia Wampirów Richelle Mead
Dzienniki gwiazdowe Stanisław Lem
Dzikie białko Joanna Chmielewska
Pięć małych świnek Agatha Christie
Kto zabrał mój ser? Spencer Johnson

Kolejność przypadkowa. Jak widzicie, znajdziecie tu wszystko: psychologiczne, kryminały, sci-fi, fantasy, historyczne, obyczajowe, a nawet i dla wampirów znajdzie się miejsce. 
Przy okazji odświeżyłam mój profil na lubimyczytać, więc zapraszam: klik.

Jesień zapowiada się źle. Mówiłam już, że On mnie zostawi na cały semestr, a może nawet dwa, a teraz dowiedziałam się, że moja kochana A. wyjeżdża na pół roku do Chorwacji. Zostanie mi tylko M., ale między nami nie ma już tej chemii co kiedyś. 

sobota, 9 marca 2013

Najbardziej rano naiwnych marzeń brak


Nie przepraszaj. Przecież to ja chciałam zostać, to ja wpadłam na ten genialny pomysł, że zamiast o czwartej rano lepiej będzie wrócić do domu o siódmej. Chyba po prostu chciałam, żebyś nie musiał mnie odprowadzać, żebyś miał te piętnaście-dwadzieścia minut snu więcej.
Przynajmniej wiem już, że po alkoholu zaczynasz kleić się tak samo jak ja i włącza ci się tryb przepraszania i szczerości. Szepczesz mi do ucha: Nie przejmuj się, wyjedziemy stąd. My? - pytam. My. Ty znasz angielski, ja znam angielski... I nie wiadomo skąd wypalasz Nigdy nie uderzyłbym żadnej kobiety. Zwłaszcza ciebie. Wierzysz mi? Oczywiście, że wierzę. W wielu kwestiach ufam ci bardziej niż sobie.
Znów twój zapach na moich ubraniach, znów twoje ręce na moim ciele. I znów: Nie, to nie moja dziewczyna. Nie, to koleżanka.
Mimo wszystko, mogłabym być teraz szczęśliwa, gdybym nie skopała czegoś jakiś czas temu. 


wtorek, 5 marca 2013

Wiara, siła, męstwo...

Mówi się, że szczęście to umiejętność cieszenia się z małych rzeczy. I co? Gówno prawda. Ja na przykład cieszę się z każdej małej rzeczy dlatego, że tylko takie mam. Duże są tylko porażki.


Gdzieś tam jeszcze w mojej głowie miłe wspomnienia po Gdynia Rock Fest. Kowalonek daje radę, ale Rojkiem to on niestety nie jest i nigdy nie będzie. Na Strachach udało mi się nawet wcisnąć tuż pod scenę, przeżyć i oczywiście zedrzeć gardło, ale na Luxtorpedzie wciąż miałam siłę, by drzeć się i skakać jak wariatka. Ludzie trzymali się ode mnie na dystans, bo moje żywiołowe zachowanie przypadkiem podbiło komuś oko...  

W krainie nigdzie-nigdzie zaplątany sam w sobie
 Trochę egoistycznie siedzę i nic nie robię

 


... i oglądam kolejne bollywoodzkie produkcje. Niestety nawet filmografia Shahrukh Khana ma swoje granice, a lista nieobejrzanych przeze mnie filmów z Shahidem Kapoorem (tak, coś mi się stało w głowę) z dnia na dzień coraz bardziej się kurczy.


środa, 27 lutego 2013

Papierowa łódka

Pamiętacie tę radosną dziewczynę sprzed kilku tygodni, która szczerze wierzyła w to, że szczęście jest tak bardzo blisko, jeśli tego chcesz? Która zarzekała, że żyje w najlepszym możliwym miejscu? Zniknęła. Nie mam pojęcia, co się z nią stało. Będę wdzięczna za wszystkie informacje związane z miejscem jej pobytu.

Teraz macie przed sobą kogoś zupełnie innego. Kogoś, kto chętnie siedziałby cały dzień bez określonego zajęcia, tak po prostu. Lub jeszcze lepiej: uciekł gdzieś, gdzie mógłby zacząć wszystko od nowa.

Prawdą jest, że nie umiem mówić o problemach. Oczywiście narzekam, jak każdy, ale takie słowa jak mam tyle na głowie czy w ogóle nie rozumiem facetów to tylko wierzchołek góry lodowej. Pod tymi słowami kryje się przecież o wiele więcej, ale tego inni już nie widzą. 

Przyzwyczaiłam się do tego, że zbyt wiele rzeczy w życiu przychodzi mi gładko. Pod wieloma względami jestem szczęściarą, przecież zawsze miałam co zjeść, w co się ubrać i gdzie spać. W szkole też nie miałam problemów, w końcu bez większego wysiłku wpadały niezłe oceny. Oczywiście w tym wszystkim był też haczyk - nikt nie wiedział, co działo się w domu, kiedy byłam dzieckiem i co dzieje się w nim teraz. Większość nie zdaje sobie sprawy, że mój ojciec jest naprawdę paskudnym człowiekiem ukrytym pod płaszczykiem przykładnego chrześcijanina. Coś mi mówi, że to po nim odziedziczyłam dosyć ograniczone zdolności komunikowania się i to właśnie jemu zawdzięczam nieumiejętność budowania relacji międzyludzkich. Tak, tak. Jako dziecko bałam się zapraszać do domu kolegów i koleżanki, bo nie wiedziałam, w jakim stanie zastanę ojca. Czy będzie trzeźwy? 

Przez długi czas byłam pod wpływami różnych osób. Zawsze miałam koleżanki o silnej osobowości, które narzucały mi swoje zdanie. Próbując być taka jak one lub też taką jaką one chciały mnie widzieć, właściwie byłam samotna. Marnowałam czas na relacje z osobami, które teraz widząc mnie udają, że mnie nie znają. Na szczęście zmieniło się to w liceum. Przez jakiś czas brak przyjaciół wynagradzałam sobie w świecie wyobraźni, jednak w końcu nawiązałam znajomości, które do dzisiaj wiele dla mnie znaczą.

Jednak nawet dziś, kiedy już spotykam się z kimś tylko i wyłącznie po to, żeby się wygadać na konkretny temat, nagle okazuje się, że więcej słucham niż mówię. Nie potrafię przerywać, jakby sprawy innych były ważniejsze od moich własnych. Tym sposobem to wszystko siedzi we mnie, kumuluje się i czeka, aby wybuchnąć.

Nigdy też nie byłam chwalona. Ale jak to, przecież pisałaś, że miałaś całkiem dobre oceny! Owszem, miałam, ale nigdy wystarczające, by zostać jakoś nagrodzona. Wiem, że jednych taka sytuacja motywuje pozytywnie: Jeszcze im pokażę, że potrafię!, a na innych negatywnie, czyli zaczynają robić coś zupełnie odwrotnego: wagarować, kraść, pić czy krzywdzić ludzi. Jak było ze mną? Właściwie nijak, żyłam sobie dalej nie wysilając się. I jakoś to szło.

Aż do momentu, w którym jestem teraz. Niejako utknęłam tutaj, sama. Gdzieś tam są studia, gdzieś praca, ale nic na poważnie. Gdzieś tam jest chłopak, w którym jestem zakochana, ale oboje jesteśmy zbyt uparci, żeby coś z tym zrobić. Gdzieś tam są przyjaciele i rodzina, ale to gdzieś jest tak cholernie daleko...

niedziela, 24 lutego 2013

Niespokojnie

Bardzo niespokojnie. Już dawno powinnam była się nauczyć, że przed niektórymi sprawami uciec się nie da. Że wieczne odkładanie wszystkiego na później do niczego dobrego nie prowadzi. Więc teraz czas naprawdę wziąć się w garść i załatwić to, czego jeszcze nie załatwiłam.

Wczoraj spędziłam świetny wieczór z panem B. Sto razy bardziej niż w wygodnym łóżku wolę spać na plastykowym siedzeniu w skm-ce z głową na jego ramieniu. Szkoda, że tak bardzo nie jesteśmy razem. Tak, teraz możecie palnąć mnie po głowie. 

It's only a picture tag

Zasady:
1. Umieść w poście baner z tytułem tagu i linkiem do Kirei - inicjatorki tagu.
2. Odpowiedz w formie zdjęcia na 17 pytań- może to być pojedyncze zdjęcie, kolaż złożony z kilku zdjęć, sfotografowany rysunek czy PrintScreen. Ważne, żeby odpowiedź była w formie graficznej, a nie tekstowej- ewentualnie krótki podpis dozwolony :).
3. Postarajcie się, aby większość zdjęć była Wasza własna, a nie np. pobrana z Internetu z podaniem źródła. Wtedy ten tag będzie bardziej osobisty i ciekawy, choć kilka pytań trochę utrudnia to zadanie (np. w pytaniu o życzenie).
4. Otaguj 7 osób :)
Za nominację dziękuję Fortunacie

1. Codziennie widzisz...
Widok z okna. Czyż nie jest piękny?

2. Ubranie, w którym "mieszkasz"?
Zakopianki rządzą!

3. Ulubiona pora dnia?
Późny wieczór

4. Coś nowego?


5. Właśnie tęsknisz za...
Lato.

6. Piosenka, która za Tobą chodzi...


7. "Nagłówek" Twojego tygodnia to...


8. Najlepszy moment tygodnia?


9. Czym chciałaś/eś być jako dziecko?
Nie wiem, dlaczego pytanie jest czym, ale zawsze chciałam być pisarką.

10. Nigdy nie rozstajesz się z....


11. Co można znaleźć na Twojej liście życzeń.


12. Twoja miłość od pierwszego wejrzenia.


13. Coś, co robisz przez cały czas.


14. Zdjęcie tygodnia?

15. Ulubione słowo/wyrażenie?


16. Najlepszy moment roku.
2012: Październikowy spacer wieczorową porą. I koncerty, oczywiście.

2013: Koncerty.

17. Ktoś, kto zawsze potrafi Cię uszczęśliwić.
Nikusia.

I nominacje:
Gemini
Lúthien
Ninówa
Nuit
Kathy Leonia
Kaa