niedziela, 30 czerwca 2013

Dobrze wiesz i ja to wiem...


Głupota powinna być karalna. Serio. Gdyby tak było, już dawno siedziałabym w więzieniu, a nie płakałabym na progu własnego domu w środku nocy i to wcale nie dlatego (a przynajmniej nie tylko dlatego), że zapomniałam kluczy.

Chyba jestem jakąś wiedźmą. Wiedźmą-idiotką. Poprosiłam, dostałam dokładnie to, czego sobie zażyczyłam, po czym jak zwykle przestraszyłam się, podkuliłam ogon i zwiałam.

Próbuję też wmówić sobie (bardzo nieskutecznie zresztą), że wzięłam dodatkowy dzień w pracy wcale nie po to, żeby zobaczyć się z Pięknym, ale dlatego, że trochę ekstra kasy zawsze się przyda. I że nie ruszają mnie zupełnie jego nie-uśmiech na mój widok i klasyczny foch Ale ja nie mam się o co na ciebie gniewać.

Słyszeliście, że w Łodzi ktoś napadł na konwój? Beznadziejny dobór celu, Piękny tego dnia wiózł kilkanaście milinów, a broń ma tylko do ozdoby - przecież nawet nie może jej użyć. (Chociaż jak tak czasem patrzę na niego i jego kolegów, zastanawiam się, co musiała brać osoba, która dała im licencje...). Nie martwcie się więc, wasze pieniądze są pod dobrą opieką.

Nieważne, bredzę już. Dobranoc.

wtorek, 18 czerwca 2013

Voy por ti, chociaż nie mam pojęcia, co to oznacza

To już jest chyba jakieś fatum...


Ok, rozumiem, że jakieś 99% z was zupełnie nie rozumie, co mnie tak oburzyło w tym fragmencie drugiego tomu Pana Lodowego Ogrodu, ale ja wiem i wcale mi się to nie podoba.

Obiecałam sobie, że nie będę przejmować się idiotami, a w uszach wciąż dźwięczy mi to jego smutne Ty już mnie nie lubisz. (Jak on coś powie, to już powie. Pamiętacie tekst stycznia Musisz mnie zrozumieć?) Wystawił mnie, przez co czułam się żałośnie, i jeszcze ma do mnie pretensje... Jak zawsze, a ja mimo wszystko gdzieś tam w środku lubię ten jego uśmiech. 

Zgiń, przepadnij.

Bogu dzięki jest jeszcze ktoś, do kogo mogę napisać w niedzielę o dwudziestej drugiej i wyjść na spacer; kto pożyczy mi kurtkę, kiedy napomknę, że mi zimno; kto zna mnie i moje poczucie humoru i nie obrazi się, kiedy powiem coś wrednego, a chętnie odpowie tym samym; kto zawsze mnie rozśmieszy i na końcu zawsze odprowadzi mnie do domu, mimo że wcale mu nie po drodze. Dobrze go mieć, choć tak naprawdę wcale go nie mam.



czwartek, 6 czerwca 2013

Mam

Mam genialną wizję: jedna ściana pokryta tapetą z zielonymi akcentami, pozostałe pomalowane na oliwkowo. Do tego jakiś bajeczny obraz kwiatu/owada, nowy włochaty dywan, a zamiast biurka fotel. Co wy na to? 

Mam dość słów „Musimy się kiedyś spotkać”, które znaczą tak naprawdę tyle co nic, bo kiedy podajesz konkretny termin, zapada cisza. Zamierzam jednak przestać przejmować się idiotami wokół mnie i obietnicami bez pokrycia i chętnie zawarłabym świeżą niezobowiązującą znajomość.

Mam serię snów, jakiej nie miałam od dawna. Co noc śni mi się dziwniejsze rzeczy, a większość jest tak pokręcona, że nie umiałabym lub nawet nie chciałabym o nich opowiadać. Owca z wikliny na kółkach? Że jak?

Mam bilety na jutrzejszy koncert Indiosów w Sopocie, a w niedzielę występuje u mnie Lemon. Pierwszy raz odkąd pamiętam w mojej dzielnicy dzieje się coś sensownego.

Mam nastrój idź sobie, bo przecież mam żal, że nikt nie dzwoni, a jak dzwoni, to zawsze nie ta osoba, którą chciałabym właśnie usłyszeć. Czasem jednak do szczęścia wystarczy głupi długopis, a czasem czuję po prostu dziwne kłucie w środku, które nie wiem, co znaczy. Bezczynność? Wstyd? Zawiedzenie?