Po dodaniu poprzedniego posta byłam pewna, że kolejne pojawiać się będą co chwilę, że przełamałam się i wena wróciła. Myliłam się. Na tę notkę znalazłam czas i chęci głównie dlatego, że nałożyłam krem do depilacji na nogi i muszę poczekać teraz dziesięć minut.
Tydzień temu zmarł mój dziadek. Nie będę kłamać, jeśli powiem, że wszystkich zaskoczyła jego śmierć, nawet biorąc pod uwagę fakt, że miał 87 lat. Mimo swojego wieku, mogłabym pozazdrościć mu charyzmy i woli życia. Jeszcze dwa dni wcześniej śmiałam się z koleżanką, że pochodzi on z rodziny długowiecznych i pewnie trochę jeszcze pożyje. Miał złamaną nogę, ale kazano mu już powoli próbować chodzić. Niestety, złapał zapalenie płuc, zawieźli go do szpitala, dali antybiotyk, już czuł się lepiej, a tu przed północą telefon od taty z przykrą wiadomością.
Tak jak śmierć babci w sierpniu zeszłego roku nie zrobiła na mnie najmniejszego wrażenia, tak to zdarzenie wywołało we mnie wiele emocji. Może nie był dla mnie najlepszym dziadkiem, takim jak w filmach o idealnych rodzinach, ale na pewno nie był mi obojętny. Co prawda był przygłuchy, chodził o lasce i faworyzował moje kuzynostwo, a mnie i moją siostrę zawsze odstawiał na dalszy plan, ale przynajmniej był jakiś. Z miesiąc temu, kiedy odwiedziłam go ostatni raz, leżał w łóżku, ale żartował, że nie miał kiedy iść na badanie słuchu, czy że nie zdążył wyskoczyć do bankomatu. Jak na prawie dziewięćdziesięciolatka miał naprawdę sporo planów. I proszę - nauczył mnie czegoś dopiero po swojej śmierci - a mianowicie tego, że mogą cię kochać i to jest okej, ale pozostawanie dla kogoś obojętnym jest jeszcze gorsze, niż bycie nienawidzonym.
Na pogrzebie spotkałam kochaną i mniej kochaną rodzinę, za to stypa była już całkiem tradycyjna. Trzy razy musiałam iść z kuzynem do sklepu po kolejną butelkę alkoholu, ostatecznie poszło ich chyba z pięć. Przy okazji poznałam bliżej kilka osób z rodziny i okazało się, że przecież nie są wcale tacy źli. Nawet dowiedziałam się, że mam kuzyna na PG, a drugi kuzyn bluetoothem przesłał mi
Spadającą gwiazdę.
Aż wreszcie wszystko wróciło do jako takiej normy. Poza tym, że ojciec jest w domu zdecydowanie zbyt często, bo nie opiekuje się dziadkiem, na podwórzu stoi dziadkowy samochód, a ja uświadomiłam sobie, że została mi tylko jedna babcia, o którą powinnam bardziej dbać. Tymczasem weekendy mam pracowite, poniedziałki przynoszą ulgę, a za pasem juwenalia.
Na koniec pytanie: Co robicie, kiedy bardzo macie ochotę kogoś zabić, ale akurat nie możecie?